Kaktus - czyli o tym dlaczego lubimy chorować |
![]() |
![]() |
![]() |
Kaktus – czyli o tym, dlaczego lubimy chorować Damian Zdrada Oto przedziwna sytuacja: na spotkaniu z grupą znajomych, pojawia się osoba z kaktusem w kieszeni. Wyciąga go i mówi: „Zobaczcie, jakiego mam kaktusa w kieszeni”. Pozostali patrzą w zdumieniu. Ktoś odzywa się: „To musi cię strasznie boleć, ja bym nie wytrzymał”. Inny mówi: „Teraz już wiem, że jak będziesz się jakoś dziwnie zachowywać, to przez tego kaktusa”. Inny jeszcze dodaje: „Ja też mam coś w kieszeni i mnie uwiera”. Po czym osoba z kaktusem chowa go z powrotem do kieszeni… Czy to nie intrygująca sytuacja? Przebieg zdarzenia rodem z jakiejś czarnej komedii. Często jednak jestem świadkiem podobnych zdarzeń na grupach terapeutycznych. Po tym, jak ktoś opowiada o swoich objawach, których boleśnie doświadcza, uznaje, że zrobił już wszystko, co do niego należało. Czasem nawet twierdzi, że teraz będzie mu łatwiej znosić uciążliwości choroby, bo się wygadał i znalazł zrozumienie u innych. W takich sytuacjach zastanawiam się, po co ktoś to robi, skoro nic nie chce zmieniać? Warto pamiętać, że nie zawsze powiedzieć o czymś to wszystko. Drugi krok polega na tym, aby poczuć to naprawdę, doświadczyć i uznać, że potrzebna jest pomoc… Po co komuś ten kaktus? Czy oznacza to, że traktuje go jako część siebie? Że nie wolno mu się go pozbyć, bo jest do czegoś potrzebny? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Przypomina to sytuację, jakby ktoś zbudował sobie pomnik męczennika i był dumny, gdy ktoś powie: „o, jaki dzielny, ma tak ciężko, a on to wszystko znosi”. Masochista jakiś! Na ogół jednak za doświadczaniem objawów stoją bardzo konkretne sytuacje z życia. Można by powiedzieć – że ktoś potrzebuje objawu - kaktusa, żeby nie zajmować się czymś ważnym, tylko stworzonym przez siebie problemem. To jest właśnie funkcja obronna objawu. Jednak to nie wszystko. Gdy kaktus kogoś boleśnie zrani, wtedy przecież można powiedzieć: „To nie chodzi o tego kaktusa, noszę go już tyle i jakoś nic mi się nie dzieje, ale ta rana chyba świadczy o tym, że jestem chory…” I wtedy te słowa stają się prawdą. Rzeczywiście zaczyna chorować: rana ropieje, idzie więc do lekarza, dostaje L4. Po jakimś czasie następuje poprawa stanu zdrowia: zakłada spodnie i … od razu do kieszeni wkłada kaktusa. Za jakiś czas narzeka, że leczenie nic nie pomogło, bolące rany powróciły. Czy nie lepiej wyjąć kaktusa? Chyba jednak nie. Chociaż on strasznie kłuje, wiele załatwia. Z osobą z kaktusem w kieszeni trzeba się obchodzić ostrożnie. Nie można też od niego za wiele wymagać. Przecież nosi kaktusa w kieszeni, nie można normalnie żyć z czymś takim… Bywa, że ktoś zaczyna używać środków przeciwbólowych. Ale wiemy, jak to się skończy: rana będzie coraz większa. Oto przyczyna wszystkich chorób: kaktus w kieszeni. Miliony wydatków na służbę zdrowia idą na to, aby mniej bolało noszenie tego uciążliwego pakunku. Im lepsza pomoc medyczna, tym więcej kaktusów możemy nosić w różnych częściach ubioru. Możemy napakować się nimi niemiłosiernie. Później pozbędziemy się bólu tabletką, lekarze zagoją rany. Kaktus w kieszeni już nikogo nie dziwi. Zadajemy jedynie czasem pytanie tej osobie: „Dlaczego się nie leczysz, masz tyle ran od kaktusów”. Jednak on, co jakiś czas dokłada sobie kolejnego. To przecież normalne, że kieszenie są po to, aby nosić w nich kaktusa. Kiedyś usłyszałem bardzo ważne stwierdzenie. Brzmi ono mniej więcej tak: „Jeśli nie radzisz sobie z bólem psychicznym, zamieniasz go na ból fizyczny. Zaczynasz chorować. Liczysz, ze jeśli wyzdrowiejesz z tej choroby, wszystko się zmieni. Ale nic z tego. Nawet, jeśli wyzdrowiejesz, szybko dopadnie Cię inna choroba. Aby rzeczywiście stać się zdrowym, najpierw trzeba zamienić ból fizyczny na psychiczny, z powrotem odwrócić działanie i zająć się tym, co rzeczywiście leży u podstaw choroby…” |